foto. Bartłomiej Zborowski
Męska reprezentacja Polski w kajakarstwie jest na tyle silna, że trenerzy po raz kolejny zdecydowali się na wewnętrzne kwalifikacje, które wyłoniły zawodników oraz osady, które popłyną w mistrzostwach świata w Mediolanie. Będzie to docelowa impreza w tym sezonie. – Pozwoliliśmy sobie na kolejne eksperymenty – mówią szkoleniowcy.
Przed mistrzostwami Europy, które odbyły się w czerwcu w czeskich Racicach, odbyły się regaty kwalifikacyjne do reprezentacji Polski. Każdy z zawodników musiał wywalczyć sobie miejsce w kadrze, którą wspiera sponsor główny PGE Polska Grupa Energetyczna S.A. Trenerzy biało-czerwonej ekipy jasno określili zasady: kto zwycięży w swojej kategorii, pojedzie walczyć do Czech o medale. I tutaj w męskiej kadrze wyjątków nie było.
Łącznie nasi reprezentanci, wspólnie z kadrą żeńską, podczas mistrzostw Europy wywalczyli sześć medali (dwa złote, trzy srebrne i jeden brązowy). Trenerzy wówczas nie wiedzieli czy pozostawią taki skład reprezentacji na mistrzostwa świata, które zaplanowano na koniec sierpnia w Mediolanie czy ponownie zorganizują wewnętrzne kwalifikacje. – Jeszcze nad tym popracujemy – mówił w Racicach trener kajakarzy Ryszard Hoppe.
Ostatecznie zdecydowano się ponownie wyłonić najlepszych zawodników w kategorii K-1, jak i osady w K-2 i C-2 z wewnętrznych wyścigów. W jedynce do rywalizacji stanęli Alex Borucki, Piotr Morawski oraz Przemysław Korsak. Najszybszy okazał się pierwszy z nich, który co prawda dopiero pierwszy rok jest w pełni w seniorskiej kadrze, ale po raz kolejny podkreśla, że ma ogromny potencjał. Partnerem Polskiego Związku Kajakowego jest LOTTO.
– Alex ładnie wszedł z juniora do młodzieżowca i naszej seniorskiej grupy i się w niej zaaklimatyzował. Jest bardzo wartościowym zawodnikiem, o czym świadczą jego wyniki w juniorach. Są oczywiście rzeczy, nad którymi musimy popracować. Chodzi tutaj o róznice w treningu, szczególnie w osadach. Szybko się jednak dostosowuje, co potwierdza w każdych zawodach – mówi Hoppe.
Drugi w wyścigu był natomiast Morawski i… to on popłynie w Mediolanie w jedynce. Wszystko ze względu na fakt, że wyścig w K-1 koliduje z K-2, a sztab szkoleniowy woli postawić na Boruckiego w osadzie, którą wygrał wspólnie z Jarosławem Kajdankiem. – Dodatkowo Piotr będzie rezerwowym, w razie kontuzji któregoś z naszych zawodników – dodaje Hoppe.
Wracając do osad, Hoppe podkreśla, że w tym sezonie chciał poeksperymentować, a równe wyniki kajakowych dwójek tylko potwierdziły, że poziom jest wyrównany, a zbudowane drużyny są naprawdę mocne. – Obie popłynęły w graniach 1:27:00, więc to czasy na światowym poziomie – mówi Hoppe. – Patrząc w przyszłość jest to o tyle korzystne, że w przypadku kontuzji mamy możliwość rotacji. Treningi zresztą pokazały, że te osady będą walczyły na żyletki, bo obie pływały równo.
Wśród osad kanadyjkarzy do rywalizacji stanęły trzy ekipy: Wiktor Głazunow/Arsen Śliwiński (sensacyjnie ulegli przed ME Aleksandrowi Kitewskiemu i Normanowi Zezuli), Łukasz Witkowski/Oleksii Koliadych oraz bracia Aleksander i Juliusz Kitewscy. Tym razem Głazunow i Śliwiński nie zawiedli i wygrali wyścig. Tym samym to oni popłyną w Mediolanie jako nasza eksportowa osada w dwójce kanadyjek.
– Oczywiście bardzo się cieszymy, tym bardziej że przez ostatnie miesiące zmagaliśmy się z kilkoma drobnymi problemami, które na pewno nie ułatwiały nam przygotowań – mówi Głazunow. – Już po eliminacjach w Poznaniu podkreślałem w wywiadach, że chcę udowodnić, iż tworzymy zgrany i silny duet. I myślę, że tym startem to pokazaliśmy. W sporcie nigdy nie ma stuprocentowej pewności, że uda się wygrać, ale zawsze przystępuję do rywalizacji z wiarą w siebie i w swoje możliwości. Wiedziałem, że jeśli unikniemy poważniejszych błędów, mamy realne szanse na zwycięstwo. I dokładnie tak się stało.
Głazunow i Śliwiński jako utytułowani zawodnicy nie wyobrażają sobie w Mediolanie innego scenariusza, jak wywalczony medal. – Tym bardziej, że razem z Arsenem jesteśmy wicemistrzami Europy z 2024 roku w tej konkurencji, co dodaje nam pewności i jeszcze większej motywacji do walki – dodaje Głazunow.



