Foto. Jimmie48/WTA
Wimbledon to turniej, który każdego dnia podnosi ciśnienie fanom tenisa. Z drabinki pań wypadły już nazwiska, których nikt nie spodziewał się zobaczyć poza turniejem na tym etapie. Oczy wszystkich zwrócone były więc na Igę Świątek, która na londyńskiej trawie niejedno przeżyła. Przed starciem z Caty McNally (208. WTA) każdy inny wynik niż pewne zwycięstwo Polki byłby sensacją. I przez chwilę wydawało się, że taki scenariusz właśnie się pisze. Polka wygrała 5:7, 6:2, 6:1 i awansowała do trzeciej rundy!
Spotkanie rozpoczęło się od mocnego wejścia Świątek. Raszynianka pewna, agresywna, precyzyjna. Od razu uciekła rywalce na 3:0, potem na 4:1. Siedzący na trybunach polscy kibice mogli już powoli planować awans, ale nagle mecz zaczął wymykać się spod kontroli. McNally, która do tej pory raczej statystowała, nagle nabrała odwagi. Obroniła trudnego gema, złapała rytm i zaczęła wywierać presję na returnie. Amerykanka grała coraz odważniej, a Iga, mimo prób odzyskania inicjatywy, nie była w stanie zamknąć seta. Piąty break point okazał się tym decydującym, a McNally nie tylko wyrównała, ale w końcówce zagrała koncertowo i wygrała pierwszą partię 7:5.
W tym momencie większość zawodniczek z czołówki zaczęłaby mieć myśli o katastrofie, zwłaszcza w turnieju, gdzie faworytki odpadają jak muchy. Ale Iga Świątek to nie jest przeciętna zawodniczka. Drugi set to popis siły mentalnej Polki. Po kilku wymianach, w których każda piłka ważyła tonę, Świątek zdołała przełamać McNally na 2:0, a potem regularnie powiększała przewagę. Znowu pojawiły się asy serwisowe, mocny bekhend, a uderzenia wracały na właściwą trajektorię. McNally jeszcze próbowała podjąć walkę, ale wynik 6:2 dla Świątek mówi sam za siebie.
Trzeci set to już zupełnie inna historia. To był powrót do tej Igi, którą wszyscy chcą oglądać. Skoncentrowanej, błyskawicznie reagującej na każde zagrożenie, grającej bez strachu i narzucającej swoje warunki od początku do końca. Szybkie przełamanie na 2:0, potem koncertowe gemy serwisowe i kolejne breaki, aż do końcowego 6:1. Wszystko zamknięte efektownym asem serwisowym, który postawił kropkę nad „i”.
Mecz z Caty McNally był dla Świątek testem nie tyle tenisowych umiejętności, co odporności psychicznej. Z tej próby Polka wychodzi zwycięsko, choć Wimbledon 2025 nie pozwala nikomu nawet na chwilę oddechu. Faworytki odpadają, a Iga znów musi się mierzyć nie tylko z rywalkami, ale z nieprzewidywalną atmosferą tego turnieju. Jedno jest pewne! Z taką wolą walki może tu zajść naprawdę daleko, a polscy kibice znów mają powód, by marzyć o wielkich rzeczach na londyńskiej trawie.



