Trzęsienie ziemi! Lewandowski po decyzji Probierza rezygnuje z kadry

To już nie jest kwestia decyzji taktycznej ani personalnej. To nie jest zmiana pokoleniowa. To jest eksplozja, która rozwaliła reprezentację Polski od środka i obnażyła wszystkie jej grzechy: chaos komunikacyjny, brak szacunku do legendy, rozpad wspólnoty. Robert Lewandowski przestał być kapitanem kadry. Michał Probierz odebrał mu opaskę i przekazał ją Piotrowi Zielińskiemu. A potem PZPN opublikował komunikat, jakby chodziło o zmianę trzeciego bramkarza, a nie koniec pewnej epoki. I zaczęło się. Burza. A właściwie – coś dużo gorszego. Trzęsienie autorytetu.

Lewandowski był symbolem tej reprezentacji. Nawet jeśli forma zgasła, nawet jeśli miał momenty, w których brakowało mu świeżości, to jego nazwisko i jego obecność były dla kibiców punktem odniesienia. Był kapitanem przez prawie dekadę. Przeżył sześciu selekcjonerów. Prowadził kadrę przez awanse, przez porażki, przez Euro i mundial. A teraz, tuż przed meczem z Finlandią, tuż przed kluczowym momentem eliminacji do mistrzostw świata, został po prostu odsunięty. Bez twarzy, bez odwagi, bez tłumaczenia.

Probierz zadzwonił. Nie powiedział tego w twarz, nie przyjechał, nie spojrzał mu w oczy. Zadzwonił. I zakomunikował, że Robert już nie jest kapitanem. Potem porozmawiał z Zielińskim. A na końcu, na odprawie, rzucił informację drużynie. Bez kontekstu. Bez wyjaśnienia. Bez zbudowania nowego autorytetu. Jakby wystarczyło wskazać palcem i powiedzieć: „teraz ty”. Ale nie wystarczy.

Robert, jak na lidera przystało, odpowiedział. Nie kłótnią. Nie aluzją. Jasnym stanowiskiem. Zrezygnował z kadry. Napisał, że dopóki Probierz będzie selekcjonerem, on nie zamierza grać. Bo stracił zaufanie. A to słowo waży więcej niż wszystkie konferencje prasowe razem wzięte. Zaufanie. Słowo, którego od dawna brakuje nie tylko między zawodnikami i sztabem, ale także między kibicami a federacją.

Nie chodzi tylko o samą decyzję. Chodzi o sposób jej ogłoszenia, o moment, o kontekst. To wszystko wyglądało tak, jakby ktoś celowo odpalił bombę w środku zgrupowania. Jakby komuś zależało na konflikcie. Albo jakby nikt już nad niczym nie panował.

Probierz po raz kolejny udowodnił, że w chaosie czuje się jak ryba w wodzie. Że zaskakiwanie opinii publicznej to jego styl. Ale tym razem przegiął. Bo ta decyzja nie dotyczyła tylko sportu. Dotyczyła emocji. Historii. Pamięci. To tak, jakby ktoś postanowił zdjąć orła z koszulki i nie powiedzieć, dlaczego. A Kulesza? Kuleszy nie ma. Milczy. Jak zawsze. Jak wtedy, gdy wybuchła afera premiowa. Jak wtedy, gdy Sousa uciekł. Jak wtedy, gdy odwoływano Michniewicza, Santosa, kogokolwiek. Zawsze ten sam schemat. Prezes w cieniu. Decyzje bez autora. Winnych brak.

Lewandowski nie jest bez winy. Przez lata miał wpływ na kadrę większy niż jakikolwiek selekcjoner. Miał momenty słabe, miał też swoje błędy komunikacyjne. Ale zawsze był. Na boisku. W szatni. Przy hymnie. I miał prawo spodziewać się, że jeśli jego czas jako kapitana ma się skończyć, to przynajmniej nastąpi to w sposób godny. Tymczasem został potraktowany jak problem. Jak przeszkoda. Jak ktoś, kogo trzeba usunąć, żeby mieć święty spokój.

Zielu? Świetny piłkarz. Cichy, lojalny, oddany. Ale czy dziś jest gotowy być kapitanem, który weźmie ten zespół za gardło, kiedy będzie trzeba? Nie wiadomo. A jeszcze gorzej – nie wiadomo, czy w ogóle tego chce. Bo wygląda to tak, jakby został wciągnięty w konflikt, którego sam nie wybrał.

A kibice? Kibice znów mają oglądać ten cyrk z boku. Znów mają wspierać reprezentację, która nie wie, kim jest. Która nie umie szanować własnych symboli. Która zmienia liderów jak rękawiczki, a potem oczekuje lojalności. Kadra, która jeszcze niedawno była dumą narodu, dziś wygląda jak źle zarządzana spółka, w której jedni odchodzą obrażeni, drudzy awansują przypadkiem, a trzeci udają, że nic się nie stało.

Największy dramat polega na tym, że to wszystko dzieje się przed meczem, który miał dać nadzieję. Zamiast tego mamy konflikt, rozłam i komunikaty pisane na kolanie. Lewandowski w studio TVP mówił o tym, że czuje się oceniany jak produkt. A teraz został potraktowany jak zbędny element. Jak przesyłka bez adresata. Jak obciążenie.

Nie tak miało być. Nie tak kończy się reprezentacyjne legendy. Nie w ten sposób żegna się kapitanów. A jeśli ktoś uważa, że to wszystko jest tylko kwestią formy albo taktyki – to niech się zastanowi, co znaczy słowo „reprezentacja”. Bo w tej chwili nie reprezentuje już ani wspólnoty, ani wartości, ani ciągłości. Została tylko żenada. I pytanie – czy jeszcze da się to odkręcić?

Review Your Cart
0
Add Coupon Code
Subtotal

 
Przewijanie do góry