Pożegnanie Grosickiego z klasą, bezbarwny mecz z Mołdawią i niepotrzebna pyskówka w studiu

Foto. Łączy nas Piłka.

Zaczęło się od trzęsienia ziemi. Grosicki schodzi z reprezentacyjnej sceny, a Lewandowski ściera się z Borkiem. Mecz? Tylko tło

Jeszcze mecz się nie rozpoczął, a już wszystko płonęło. Robert Lewandowski pojawił się w studio TVP Sport i nie owijał w bawełnę. W odpowiedzi na zarzuty Mateusza Borka o brak zaangażowania, kapitan reprezentacji uderzył w sedno: ma 37 lat, jego organizm nie reaguje jak kiedyś, a medialny szum towarzyszy mu od dwóch dekad. Gdyby miał się tym przejmować, już dawno zakończyłby karierę. Trudno to kwestionować. Ale trudno też było patrzeć na formę tej dyskusji. Publiczne rozliczenie kapitana w państwowej telewizji nie miało klasy.

A potem nadszedł mecz. W cieniu emocji z telewizyjnego studia, reprezentacja Polski wybiegła na Stadion Śląski, by zmierzyć się z Mołdawią. Spotkanie towarzyskie, ale z podtekstem, miało przygotować drużynę do eliminacyjnego starcia z Finlandią. Miało też wymiar symboliczny. Kamil Grosicki, jeden z ostatnich romantyków tej kadry, po raz 95 założył koszulkę z orłem. I po raz ostatni.

Oprawa była godna. Owacja na stojąco, szpaler, moment ciszy i wzruszenia. Grosicki zszedł z boiska w 30. minucie, zostawiając po sobie coś więcej niż tylko liczby. Szybkość, walka, błysk. Przez lata był duszą tej drużyny. Kiedy zszedł, mecz się skończył. Fizycznie trwał dalej, ale emocjonalnie był już tylko obowiązkiem do wykonania.

Polska wygrała 2:0. Pierwszy gol był efektem błędu bramkarza rywali, który napędził pressingiem Sebastian Szymański. Zrobił swoje, Buksa zgrał, Cash huknął. Piękny strzał, dobry moment. Ale potem przyszła szarzyzna. Po zejściu Grosickiego zgasła energia. Brakowało pomysłu, dynamiki, jakiejkolwiek struktury. Mołdawia grała niespiesznie, ale i tak momentami sprawiała wrażenie bardziej zorganizowanej.

W drugiej połowie nasza kadra próbowała coś zbudować, ale wszystko było rwane, niedokładne. Dopiero uderzenie Bartosza Slisza z dystansu ustaliło wynik. Premierowy gol pomocnika w kadrze, ładny, precyzyjny, ale wyjęty z kontekstu meczu, który nie zostawił po sobie nic trwałego.

Wygrywamy 2:0 z 154. drużyną rankingu FIFA, na własnym stadionie, po mękach. A za chwilę Finlandia, która może i nie jest potęgą, ale zagra u siebie i z całą pewnością nie wystraszy się reprezentacji grającej tak statycznie i schematycznie.

Wieczór miał kilka twarzy. Grosicki – wzruszający. Lewandowski – szczery, ale wciągnięty w niepotrzebną medialną wojnę. Borek – jak zwykle wyrazisty, ale tym razem chyba zbyt daleko poszedł. A mecz? Tylko tło. Z jednej strony pożegnanie, z drugiej konflikt, a po środku zespół, który od lat wciąż szuka formy, stylu i odpowiedzi, których nikt nie umie głośno postawić.

Review Your Cart
0
Add Coupon Code
Subtotal

 
Przewijanie do góry