Foto. Jimmie48| WTA
Iga Świątek rozpoczęła tegoroczny Roland Garros od pewnego zwycięstwa nad Rebeccą Sramkovą 6:3, 6:3. Spotkanie nie należało do najbardziej efektownych, ale Polka zrobiła dokładnie to, czego oczekiwano – wygrała w dwóch setach, nie zostawiając rywalce złudzeń w kluczowych momentach.
Pierwsze sześć gemów było wyrównane. Sramkova grała odważnie, szczególnie forhendem po linii, próbując narzucić swoje warunki. Doświadczona już w rywalizacji z Igą – przegrała z nią w styczniu w Melbourne – próbowała wykorzystać każdy moment zawahania przeciwniczki. Ale gdy tylko mecz wszedł w decydującą fazę seta, Świątek przyspieszyła. Dobrze zagrany bekhend po przekątnej dał przełamanie, a chwilę później set był zamknięty.
Drugi set zaczął się od przewagi Sramkovej, która prowadziła 3:1. Przez chwilę wydawało się, że może dojść do wyrównania, ale Polka nie pozwoliła jej na więcej. Pięć wygranych gemów z rzędu rozstrzygnęło sprawę. Bez paniki, bez zbędnych gestów. Po prostu konsekwencja i kontrola.
Statystyki również przemawiają za Świątek. 70% wygranych punktów po pierwszym podaniu, tylko 17 niewymuszonych błędów i wyraźna przewaga w liczbie kończących zagrań. To był jej 36. wygrany mecz głównego turnieju w Paryżu – najwięcej spośród wszystkich aktywnych zawodniczek.
Po spotkaniu Iga podkreśliła, że Sramkova grała bez presji i potrafiła zaskoczyć, szczególnie forhendami po linii. Dodała, że wcześniejsze odpadnięcie w Rzymie pozwoliło jej spokojnie przygotować się do startu w Paryżu i że czuje się tutaj jak u siebie.
W drugiej rundzie zmierzy się z Emmą Raducanu. To będzie zupełnie inny mecz. Ale Świątek dobrze wie, co znaczy presja w Paryżu – i jak ją wykorzystać na swoją korzyść.