Foto. Paweł Kołakowski/LegiaKosz
Legia Warszawa pokonała na wyjeździe Anwil Włocławek 78 : 76 i objęła prowadzenie 1 : 0 w półfinałowej serii. Spotkanie było niezwykle wyrównane, a jego losy ważyły się do ostatnich sekund. Decydujący rzut oddał Michał Kolenda, dając stołecznej drużynie cenne zwycięstwo.
Początek nie zwiastował fajerwerków. Obie drużyny długo nie mogły złapać rytmu, co przełożyło się na niską skuteczność i sporo strat. Dopiero rzuty wolne Michała Michalaka oraz trafienie DJ Funderburka dały gospodarzom oddech i prowadzenie 14 : 10 po pierwszej kwarcie. Legia miała problem z dystansem, a ich niemoc zza łuku sprawiała, że musieli szukać punktów bliżej kosza. Próbowali Kameron McGusty i EJ Onu, ale Anwil dzięki trafieniom Ryana Taylora odskoczył nawet na dziewięć oczek. Warszawianie jednak nie pękli – akcja 2+1 McGusty’ego pozwoliła zniwelować straty, a po 20 minutach było już tylko 33 : 30.
Po przerwie gra przyspieszyła, a wynik zaczął falować. Funderburk i Justin Turner znów dali włocławianom prowadzenie, ale przełamanie Aleksy Radanova zza łuku pozwoliło warszawianom złapać drugi oddech. Michał Kolenda oraz Ojars Silins dali impuls gościom, jednak końcówka trzeciej kwarty to ponownie skuteczna sekwencja Anwilu i prowadzenie 59 : 50.
To, co najważniejsze, wydarzyło się w czwartej kwarcie. Legia grała konsekwentnie i z wiarą – McGusty oraz Mate Vucić odrobili straty, a Chorwat wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Gospodarze odpowiedzieli szybko – Funderburk i Taylor znów dali Anwilowi przewagę. Sytuacja zmieniała się niemal co akcję. Na 40 sekund przed końcem Luke Nelson trafił na 76 : 74 dla Anwilu, ale po chwili Andrzej Pluta wyrównał.
Wtedy nadszedł moment Michała Kolendy. Na zegarze ostatnie sekundy, piłka w rękach zawodnika Legii, chłodna głowa i trafienie na wagę zwycięstwa. Warszawianie triumfowali 78 : 76 i to oni przejmują inicjatywę w serii.
Kameron McGusty był liderem Legii – zakończył spotkanie z dorobkiem 20 punktów i 4 zbiórek. DJ Funderburk odpowiedział 19 punktami dla Anwilu, ale to nie wystarczyło. Mecz numer 2 już w czwartek – gospodarze będą musieli zareagować, jeśli nie chcą jechać do Warszawy pod ścianą.