Foto. Jimmie48/WTA
Wynik 1:6, 1:6 w meczu półfinałowym Madrid Mutua Open z Coco Gauff może szokować, ale nie powinien zaskakiwać nikogo, kto śledzi rozwój wydarzeń wokół Igi Świątek w ostatnich miesiącach. Polska tenisistka — wciąż będąca wiceliderką światowego rankingu — mierzy się z falą problemów, które mają wpływ nie tylko na jej dyspozycję fizyczną, ale przede wszystkim mentalną. I choć jej porażka z Amerykanką miała wymiar bolesny i sportowo jednoznaczny, to na szali leżą znacznie większe kwestie niż sam wynik.
Wynik był jednostronny, a statystyki serwisowe oddają skalę dominacji Gauff. Coco posłała 7 asów, przy tylko jednym Świątek. Miała też znacznie lepszy procent wygranych po pierwszym serwisie — aż 90,5% wobec zaledwie 41,2% Polki. Różnicę robiła również jakość drugiego podania: Gauff wygrała blisko 70% punktów po drugim serwisie, Iga tylko 40%. Jeszcze gorzej wyglądał return – Świątek nie wykorzystała ani jednej okazji na przełamanie, a Gauff aż pięć z siedmiu. Gdy do tego dołożymy fakt, że Amerykanka wygrała w sumie 68,7% wszystkich rozegranych punktów (57 z 83), obraz sportowej przepaści staje się kompletny.
Ale prawdziwa historia nie rozgrywa się tylko na korcie. Po pierwsze – zmiana trenera. Zakończenie współpracy z Tomaszem Wiktorowskim i przejęcie sterów przez Wima Fissette’a od początku budziło pytania. Wydawało się, że to ma być ruch w stronę nowej jakości, świeżego spojrzenia, doświadczenia z pracy z wielkimi mistrzyniami. Tymczasem współpraca z Belgiem nie przyniosła oczekiwanych efektów. Z otoczenia Igi dochodzą głosy, że rozmowy z zespołem Rafy Nadala miały już miejsce. Coraz poważniej rozważa się scenariusz, w którym to hiszpański mistrz zasiądzie w boksie Świątek jako mentor, a być może nawet trener.
Po drugie – nagonka medialna. Iga od miesięcy zmaga się z nieuzasadnionymi insynuacjami dotyczącymi jej relacji z Darią Abramowicz. Współpraca z psycholożką sportową, która dla Świątek była jednym z filarów sukcesu, zaczęła być podważana, a jej profesjonalny charakter – kwestionowany. To cios nie tylko osobisty, ale też zawodowy, bo psychiczna stabilność jest fundamentem gry na najwyższym poziomie. Taki szum nie pomaga w niczym – tylko przeszkadza.
Po trzecie – temat dopingu. Grudniowe zawieszenie za wykrycie zanieczyszczonej melatoniny, choć ostatecznie zakończone bez trwałych konsekwencji, wywołało falę spekulacji i niepotrzebnych podejrzeń. Nawet krótkoterminowa przerwa w tak intensywnym cyklu treningowym i startowym zostawia ślad. Dla Igi, która opiera swoją grę na rytmie, systematyczności i fizycznej sile – to mogło być zaburzenie, z którego trudno się było pozbierać.
Na koniec trzeba powiedzieć to wprost – Iga Świątek nie jest już tym samym dominatorem, co w sezonie 2022, 2023, 2024. Jej gra straciła na spójności, szczególnie w elemencie, który dawniej był jej atutem – serwisie. Dziś nie ma jednej, wyraźnej linii uderzenia. Pierwsze podanie bywa zbyt przewidywalne – czasem bez rotacji, trafiane zbyt głęboko, a innym razem asekuracyjnie w środek. Drugie z kolei zbyt często wpada w półkort, zostawiając rywalce czas i przestrzeń na przejęcie inicjatywy. Do tego dochodzi brak konsekwencji – zamiast serii punktów po dobrze rozegranym gemie serwisowym, pojawiają się podwójne błędy, chaotyczne decyzje i nieprzygotowane ataki. W meczu z Gauff Świątek wygrała tylko 6 z 15 punktów po drugim podaniu – to mniej niż połowa.
Ale problem jest głębszy niż sam serwis. Iga zawsze była zawodniczką plastyczną, z niesamowitą zdolnością obrony piłek praktycznie nie do obrony. Jej ruchy po korcie były jak taniec – dynamiczne, ale precyzyjne. Dziś tej lekkości nie widać. Repertuar uderzeń, który w latach 2022, 2023 i jeszcze częściowo w 2024 był imponująco szeroki – od slajsów, przez podcięcia, po agresywne wejścia w kort – obecnie wydaje się mocno ograniczony. Coraz rzadziej oglądamy odważne zagrania po linii, crossy wytrącające rywalki z równowagi czy przemyślane drop shoty. Zamiast tego pojawia się schematyzm, a styl Igi traci swój unikalny charakter.
Iga Świątek nie potrzebuje dziś krytyki – potrzebuje wsparcia. Nadal ma zaledwie 23 lata, wciąż jest jedną z najlepszych tenisistek świata, a jej wpływ na polski sport – zwłaszcza kobiecy – jest niepodważalny. Wszyscy mamy prawo oczekiwać więcej, ale mamy też obowiązek dać jej czas. Bo jeśli na nowo poukłada sprawy wokół siebie – zarówno sportowe, jak i prywatne – może wrócić silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
I może właśnie z kimś takim jak Rafael Nadal u boku.