Foto. Reginald Thomas II/San Antonio Spurs
Jeremy Sochan ponownie był jednym z kluczowych zawodników San Antonio Spurs, notując double-double z 11 punktami i 12 zbiórkami w starciu z Charlotte Hornets. Polak odegrał istotną rolę w defensywie, często przejmując krycie liderów rywali i skutecznie walcząc na tablicach. Mimo jego solidnej postawy Spurs ulegli Hornets 116:117 po dramatycznej końcówce i decydującym rzucie Milesa Bridgesa na sekundę przed końcem.
Charlotte Hornets pokonali San Antonio Spurs 117:116 po niezwykle emocjonującej końcówce, w której wszystko rozstrzygnęło się w ostatnich sekundach. Gospodarze wyszli zwycięsko z tego starcia po kluczowym rzucie Milesa Bridgesa, który na sekundę przed końcem trafił trójkę po podaniu LaMelo Balla. De’Aaron Fox miał jeszcze szansę na odwrócenie losów meczu, ale jego rzut zza łuku został oddany ułamek sekundy po upływie czasu gry.
Największym bohaterem Spurs był Stephon Castle, który rozegrał najlepszy mecz w swojej debiutanckiej karierze. Młody obrońca zdobył aż 33 punkty przy skuteczności 10/15 z gry oraz 10/11 z linii rzutów wolnych, pokazując, że wyrasta na jednego z liderów zespołu. Castle nie tylko był najskuteczniejszym strzelcem Spurs, ale również kontrolował grę w decydujących momentach, kilkukrotnie biorąc na siebie odpowiedzialność w ataku. Dzięki temu umocnił swoją pozycję w wyścigu o tytuł najlepszego debiutanta sezonu, udowadniając, że jest gotowy do roli pierwszoplanowej w drużynie Mitcha Johnsona.
Jeremy Sochan rozegrał poprawne spotkanie, utrzymując swój stały, solidny poziom. Polak zapisał na swoim koncie 11 punktów i 12 zbiórek, będąc jednym z filarów pod koszem Spurs. Jego rola w defensywie była nieoceniona – często brał na siebie krycie Bridgesa, Balla i Diabaté, skutecznie ograniczając ich wpływ na grę. Łatał dziury w obronie po kolegach z drużyny. W ataku wykorzystywał swoje okazje spod kosza i dobrze odnajdywał się w walce na tablicach.
Victor Wembanyama tradycyjnie imponował, zapisując na koncie 16 punktów, 11 zbiórek oraz 5 bloków. Jednak w kluczowych momentach brakowało mu skuteczności, szczególnie zza łuku (1/9 za trzy). Jego problemy rzutowe sprawiły, że Spurs nie mogli w pełni wykorzystać jego potencjału.
De’Aaron Fox rozgrywał dobre zawody, zdobywając 22 punkty i 6 asyst, ale to nie wystarczyło, by poprowadzić zespół do zwycięstwa. Jego ostatnia trójka, która mogła dać Spurs wygraną, wpadła do kosza ułamek sekundy po końcowej syrenie, co ostatecznie przypieczętowało porażkę drużyny z San Antonio.
Po stronie Hornets liderem był LaMelo Ball, który zakończył mecz z 24 punktami, 10 asystami i 4 zbiórkami. To on pociągnął atak Charlotte w drugiej połowie i dograł kluczowe podanie do Bridgesa, który trafił decydujący rzut. Miles Bridges również miał świetny występ, zdobywając 25 punktów, w tym tę najważniejszą trójkę, która przesądziła o wyniku meczu.
Choć Spurs mieli przewagę 116:114 na osiem sekund przed końcem, brak koncentracji w obronie pozwolił Bridgesowi na oddanie czystego rzutu za trzy, który zapewnił gospodarzom wygraną. W ostatnich minutach zabrakło również skutecznych decyzji w ataku – Castle oraz Fox trafiali ważne rzuty, ale Wembanyama i Vassell nie potrafili zamienić swoich okazji na punkty.
Spurs, mimo porażki, mogą być zadowoleni z rozwoju Stephona Castle’a. Drużyna nadal gra pod wodzą Mitcha Johnsona, który tymczasowo zastępuje Gregga Popovicha, leczącego się po udarze. Tymczasem Hornets dzięki tej wygranej przerwali serię siedmiu porażek z rzędu.
Więcej o NBA piszemy na basketlab.eu/NBA